Geoblog.pl    ciekawy    Podróże    Portugalia    Lot jednak się odbył...
Zwiń mapę
2009
29
sie

Lot jednak się odbył...

 
Portugal
Portugal, Lisboa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2759 km
 
Jednak dzień wcześniej miałem pietra. TAP nie przyleciał z Lizbony planowo. Nie było go jeszcze o 23.30. Kiedy zadzwoniłem o 23.40 na informację na lotnisku poinformowano mnie, że już leci i wyląduje w Warszawie około 0:10. Po północy zadzwoniłem raz jeszcze by potwierdzono mi, że przybył. Poszedłem spać. Było tuż przed pierwszą. A budzik miałem nastawiony na 4.00 - tak, by bez problemu zdążyć na lot.

O godzinie 4.00 ledwo zwlokłem się z łózka - spałem zaledwie 3 godziny. Szybka kawa i śniadanie i ruszyłem na lotnisko.

Odprawa trochę się wlokła - bo były otwarte jedynie 2 okienka. Do tego jedno z nich było przeznaczone dla biznesu i posiadaczy złotych kart programu lojalnościowego. Okienko to rozładowywało kolejkę, ale jeśli zjawił się klient do klasy biznes lub posiadacz takowej karty był obsługiwany poza kolejnością. Oczywiście, że zjawił się taki pasażer. Jednak na protesty osób oczekujących nie powiedział po prostu, że ma złotą kartę, a zaczął się kłócić, że on wie jak jest, bo lata na tej trasie regularnie. I żeby się z nim nie spierać. Dopiero po dość długiej wymianie zdań pokazał kartę. Chociaż nikt tego od niego nie oczekiwał. Wystarczyło powiedzieć, że ma takową. Potem jak już ten osobnik się odprawił spojrzał z triumfem na osoby, które się z nim spierały. To było takie przykre i jednocześnie okropne - ludzie którzy latają za granice powinni być bardziej otwarci na innych, mili itd. A ten facet był po prostu nieprzyjemny i dumny z tego, że często lata samolotem. Chyba minęły już czasy kiedy był to luksus niedostępny dla większości. Poza tym - jego ostatnie spojrzenie na kolejkę wyrażało coś w stylu - pokazałem im, jestem lepszy itd. Mam zatem tylko nadzieję, że ja nigdy nie dam powodu swoim zachowaniem do takich sądów.

Sam lot - bardzo przyjemny. Stewardessy uśmiechnięte, miłe, sprawne i szybkie. Cały serwis zaczęto podawać zaraz po osiągnięciu wysokości przelotowej. Jedna ze współpasażerek została wytypowana do spróbowania nowego dania serwowanego na pokładach TAP. Szkoda, że nie mnie wylosowano. Tym bardziej, że śniadanie było takie sobie. Na ciepło jajecznica z serdelkami. Do tego owoce i bułka z dżemem.

W trakcie lotu pokazywano cały czas trasę na przemian ze śmiesznymi filmikami - ukrytą kamerą lub innymi. Ja sobie czytałem w tym czasie. Zatem w ogóle się nie nudziłem - cały lot trwał raptem 4 godziny.

Na lotnisku w Lizbonie odebrał nas J. Oczywiście trochę się spóźnił, jak przystoi ludziom południa. :) J. poinformował nas, że nie jedziemy jednak do Porto, a obwiózł nas po różnych zakątkach Lizbony. Uznaliśmy zatem, że pojedziemy do Porto w poniedziałek pociągiem. A teraz? Zobaczyliśmy palmy nad dworcem Lisboa-Oriente, promenadę nad Tagiem tuż przy oceanarium, potem pojechaliśmy na kilka miradorów (m.in. przy Park Eduardo VII) i do Belem. Tam poszliśmy na kawę i Pasteis De Belem. Posypane cukrem pudrem i cynamonem zniknęły w oczach. Były przepyszne. Już brakuje mi ich smaku.

Potem pojechaliśmy do mieszkania J. On pokazał nam i wyjaśnił co i jak. Zjedliśmy lunch, dostaliśmy klucze do mieszkania i wyruszyliśmy ponownie na miasto. Tym razem bez J., nie samochodem, a nogami. Poszliśmy spacerem do centrum - tam minęliśmy plac Rosso, doszliśmy do Praca do Comercio, potem do Brasileira i na Mirador De Santa Catarina. Na 20.30 byliśmy umówieni, że J. odbierze nas spod Brasileirii i pojedziemy na koncert do Parque Mayer.

Koncert zaczął się równo o 21.30 i trwał mniej więcej do 23.00 (łącznie z bisami). Występowała portugalska artystka śpiewająca nowoczesne Fado. Fado oznacza los lub przeznaczenie, trochę taka fortuna. Jest to tradycyjna, melancholijna portugalska pieśń. Śpiewana z tęsknoty za marynarzami, którzy wyruszyli w daleka podróż morską. Podczas koncertu okazało się, że wokalistka Deolinda (występ na YouTube - otworzy nowe okno) śpiewa dosyć nieźle (choć pierwszy numer jej nie wyszedł - może musiała się rozśpiewać). Na początku koncertu zastanawiałem się skąd taka popularność tej artystki - tłum ludzi, wszyscy znają wszystkie kawałki. Potem J. trochę nam to wyjaśnił. Deolinda nabija się i żartuje z fado i tradycji saudade. Tym głównie urzeka w swoich utworach. Ja oczywiście nie rozumiałem ani jedengo słowa wykonywanego przez nią, ale i tak koncert w miare mi się podobał.

Po koncercie byłem już wykończony - w końcu spałem zaledwie 3 godziny. Jednak J. zaproponował byśmy poszli jeszcze na jakiegoś drinka. Zgodziliśmy się. I to była zła decyzja. Głównie dlatego, że knajpa do której prowadził nas J. była oddalona od miejsca koncertu o jakąś godzinę drogi. Jakby tego było mało J. spotkał znajomych, z którymi musiał oczywiście zamienić kilka lub kilkadziesiąt słów. Dotarliśmy do knajpy na Bario Alto, a tam tłumy. Nie ma gdzie stać na zewnątrz. Wypiliśmy po piwie i postanowiliśmy, że chcemy już wracać. Było około 1.30. J. też wracał z nami. Doszliśmy do samochodu i wróciliśmy do jego mieszkania. Wzięliśmy prysznic i poszliśmy w końcu spać.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (35)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
ciekawy
Ciekawy Świata
zwiedził 47% świata (94 państwa)
Zasoby: 1452 wpisy1452 524 komentarze524 17458 zdjęć17458 46 plików multimedialnych46
 
Moje podróżewięcej
12.12.2010 - 21.06.2019
 
 
23.02.2024 - 07.03.2024
 
 
30.04.2022 - 03.05.2022