Stawilismy się na lotnisku w Hanoi kilka godzin przed odlotem, aby na 100% zdążyć. Lotnisko było strasznie zatłoczone i do odprawy czekała już spora kolejka... wietnamczyków. Generalnie uważam, że są oni bardzo sympatyczni i absolutnie nic do nich nie mam, jednak wtedy wyglądali trochę jak szarańcza (wybaczcie to wyrażenie). Rozpoczął się boarding. Zajęlismy swoje miejsca - podobne jak wcześniej, tyle, że z lewej strony. Inni pasażerowie też zajęli zajmować miejsca. Zdecydowana większość z nich to byli wietnamczycy.
Samolot miał ostatecznie odlecieć o 11.00, a wystartował o 11.40, gdyż wietnamczycy wciąż się kręcili. Jeden siadał, drugi wstawał do toalety, trzeci otwierał luk bagażowy, czwarty wracał z toalety, a piąty jeszcze rozmawiał przez komórkę. Obsługa samolotu była tak mało skuteczna, że nie panowali nad tłumem. Z resztą jeśli steward zamiast krzyknąć albo wyraźnie powiedzieć, że mają wszyscy siedzieć rzeuca cicho "sadzities" - nikt go nie słyszy ani nie rozumie. W ogóle przekazywane informacje powinny być podane też po wietnamsku. Żaden lub prawie żaden z wietnamczyków w samolocie nie rozumiał przecież po angielsku lub rosyjsku.
Tak zaczynał się mój jak do tej pory najgorszy lot w życiu. Samolot wystartował. Jednak sam start też nie nalezał do przyjemnych. Bardzo długo wzbijaliśmy się w powietrze, aby osiągnąć odpowiednią wysokość przelotową. Wyglądało to trochę tak, jakby samolot był zbyt ciężki, aby wystartować. Tak jakby miał ze sobą balast, który nie pozwala mu lecieć. Podczas lotu ten stewart, o którym wspomniałem chyba sobie pochlał, bo po kilku godzinach wyglądał na ledwo żywego. W ogóle był bardzo niemiły, flegmatyczny.
Podczas lotu nie było zadnego systemu rozrywki, ale za to widoki ponownie zapierały dech w piersiach. Mieliśmy trochę turbulencji aż w końcu przyszedł czas na lądowanie w Moskwie. Krążyliśmy nad Moskwą około 60 minut i bardzo powoli, powoli sie zniżaliśmy. Jedna z Wietnamek nie wytrzymała i "puściła pawia". Rozeszło się to po całym pokładzie samolotu i spotęgowało jeszcze nasze złe samopoczucie i opinię o tym locie. W końcu wylądowaliśmy, stanęliśmy nogą na pokładzie lotniska w Moskwie i odetchnęlismy z ulgą. Czekał nas już tylko lot do Warszawy. Całe szczęście LOTem (był to codeshare z Aerofłotem). Na lotnisku nie moglismy nie zapalić papierosa po takim locie. Chcieliśmy juz zaczerpnąć świeżego powietrza, ale dane nam to było dopiero wieczorem.