Idziemy jeszcze do naszej knajpy z pierożkami smażonymi w głębokim oleju. Zjadamy po 5! Potem błądzimy jeszcze chwile uliczkami starego miasta. Kupujemy jeszcze pałeczki i saszetki. Okazuje się, że brat jednego z właścicieli sklepu był w Czechosłowacji przez 8 lat. Więc trochę sobie "pogadaliśmy".
Palimy papierosa nad Hoan Kiem i wracamy do hotelu. Następnego dnia wracamy do domu. Wylot jest o 10.00 rano. Ale boimy się, że Aerofłot może coś zmienić - więc postanawiamy być na lotnisku nieco wcześniej.
Koniec urlopu, trzeba wracać, pakujemy się i kładziemy sie do łóżka.