Następnego dnia dotarliśmy bez problemów do Miami. Byliśmy umówieni z F., że on odda samochód (został na te kilka dni w Miami). Spotkaliśmy się na South Beach, krótko streściliśmy mu przebieg naszej podróży i pożegnaliśmy się. On pojechał oddać samochód, a potem na lotnisko - wracał do Waszyngtonu. My - poszliśmy do Hotelu The President - tego samego, w którym nocowaliśmy pierwszą noc. Zgodnie z planem wylatywaliśmy w poniedziałek po południu - więc przed nami były jeszcze 3 dni na zwiedzanie Miami.
Powiem szczerze, ze byłem trochę zawiedziony "zabytkami" w Miami - generalnie Miami to South Beach i nic poza tym. Oczywiście cała dzielnica Art Deco wygląda bajecznie i szkoda, że w Polsce nie ma zbyt wielu budynków pochodzących z tego okresu. Ale samo miasto??? Pojechaliśmy do Little Havana - miałem nadzieję, że będzie tam trochę bardziej "kubańsko" - była jedna knajpa, jeden sklep z kawą i cygarami, gdzie je zwijano (na miejscu). Kupiliśmy zatem kubańską kawę. Był też sklep z płytami - kupiliśmy Celię Cruz, Buena Vistę i składankę kubańską.
Wracając z Little Havana zahaczyliśmy o... sklep - Marshall. Okazało się, że jest to outlet, ale inny niż nasze Factory. Wielka hala, w której wisi szereg różnych ubrań. Niestety spędziliśmy tam sporo czasu i... pieniędzy. Ale naprawdę trudno sie oprzeć t-shirt-owi za 2 USD, czy bluzie z kapturem za 5 USD. Przy okazji kupiliśmy tam pyszną (wg mnie) kawę o smaku orzechów laskowych.
W ciągu następnych dni zwiedziliśmy dokładnie dzielnicę Art Deco, odwiedziliśmy jeszcze jeden outlet (nie wiedziałem, że tak fantastycznie i tanio robi się zakupy w Stanach), poleżeliśmy na plaży. W jednej z knajp na South Beach (też chyba kubańska) zjedliśmy pyszną czekoladową muffinkę (z ogromną ilością czekolady). Następnego dnia też poprosiliśmy o taką, ale zaserwowano nam muffinke z czekoladowymi czipsami (dużo mniej niż poprzedniego dnia).
W poniedziałek rano - poszliśmy jeszcze skosztować trochę plaży. Lot mieliśmy dopiero o godzinie 17.00 - więc do południa mieliśmy jeszcze trochę czasu. Potem pojechaliśmy taksówką na lotnisko, odprawiliśmy się i udaliśmy się do bramki. Tam ogłoszono, że samolot się spóźni jakieś 20 minut. Koniec końców spóźnił się około 40 minut.