Dotarliśmy do miasta w okolicach 15.00. Po znalezieniu hotelu i kąpieli udaliśmy się na obiad i spacer po Macas. W macas chyba nie było nic ciekawego architektonicznie (koszmarna bazylika), ale okazało się, że sporo tam sklepików, gdzie sprzedawane wyroby są przygotowywane przez Indian. W związku z tym kupiliśmy amazońskie mydła (cytrynowe i cynamonowe), amazońskie kremy do twarzy, herbaty, zioła i korale. Wszystko wykonywane przez Indian, przekazywane fundacji, która jak twierdzi, przekazuje część pieniędzy właśnie Indianom.
Po zakupach chcieliśmy jeszcze znaleźć jakąś kawiarenkę internetową, ale w całym mieście była jakaś awaria Internetu więc udaliśmy sie na dworzec autobusowy i kupilismy bilety na autobus do Cuenca na następny dzień. Przez Lemon... Jeszcze nie wiedzieliśmy wtedy co nas czeka...