Bardzo fajnie, że udało się zmienić przewoźnika do Miami z Alitalii na Air France, gdyż nie musimy nowować w Rzymie, a do tego o Alitalii mówi się często jako o słabym przewoźniku - ciągle się spóźniającym. Więc nie wiadomo co nas jeszcze czeka w drodze powrotnej z Miami - wtedy lecimy Alitalią. Chyba, że znów sie coś zmieni.
Dolecielismy do Paryża. Jeszcze w samolocie poinformowano nas do której bramki mamy sie udac, by lecieć do Miami. Lotnisko Charlesa De Gaulle'a wygląda na ogromne. Wysiedliśmy. I kierujemy się w strone naszej bramki. Po drodze pani z obsługi lotniska zapytała czy może nam jakoś pomóc. Mówimy, że mamy transfer do Miami. Ona skierowała nas... do wyjścia. Powiedziała, że musimy się ponownie odprawić. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie to, że o podobnej porze odlatują z Paryża loty do różnych miast w Stanach Zjednoczonych oraz Ameryki Południowej, nie tylko Miami. Niestety wszystkie odlatują z tego samego sektora. Więc kolejki do sprawdzenia bagażu podręcznego są ogromne.
Do odlotu zostało nam jeszcze 40 minut. Stoimy w kolejce. Jesteśmy już nieźle poddenerwowani, ale osoby z obsługi lotniska chodzą i pytają o to czy ktoś nie leci do Atlanty - ten samolot odlatuje o 20 minut wcześniej niż nasz - czyli za 20 minut.
Do odlotu zostało nam jeszcze 35 minut. Pytamy osób z obsługi - co z nami? Trzeba jeszcze czekać. Dziwne.
Do odlotu zostało nam jeszcze 33 minuty. Obsługa pyta - kto do Miami ma pierwszeństwo.
Do odlotu zostało nam jeszcze 30 minut. Stoimy nadal w kolejce do sprawdzenia bagażu. Tym razem jest to kolejka osób odlatujących do Miami.
Do odlotu zostało nam jeszcze 25 minut. Sprawdzaja nasz bagaż.
Do odlotu zostało nam jeszcze 23 minuty. Biegniemy do bramki.
Do odlotu zostało nam jeszcze 20 minut. Ufff... Zdążyliśmy. Czekamy w kolejce przed bramką.