Nasz kierowca to "50 cent" - tak go nazywają. Przybywa o umówionej porze - jest godzina 5.30. My już gotowi, mamy 4 butelki wody, coś do jedzenia. Więc jedziemy zobaczyć Angkor...
Angkor - jak zapewne każdy czytelnik wie - to ruiny świętego miasta dawnej cywilizacji Khmerskiej. Cywilizacja ta istniała w latach 802-1432 w miejscu dzisiejszej Kambodży.
Swą świetność zawdzięcza kilku władcom: Dżajawarmanowi II, Surjawarmanowi II (Angkor Wat) Dżajawarmanowi VII (Angkor Thom, Bajon, Ta Prohm). W roku 1432 Angkor kapituluje pod najazdem Tajów.
Ponoć Angkor miał być od tamtej pory niezamieszkały. Ale rożne źródła podają różne informacje. Więc nie wiem dokładnie jak to było. Wiem, że w XIX wieku został on na nowo odkryty przez francuza - Henriego Mouhot-a i od tamtej pory ściąga do siebie poszukiwaczy skarbów, turystów, fanów science ficion i Tomb Raidera itd.
My zaczynamy... od Angkor Watu. Wschód słońca. Potem spacer, potem tony zdjęć. Cudo. Około godziny 9.00 (tak, tak zwiedzanie Angkor Watu zajęło nam około 3 godzin!) postanawiamy jechać dalej - do Angkor Thom. Zatrzymujemy się przed bramą. Robi na nas kolosalne wrażenie. I strażnicy trzymający w rękach nagę - czyli pól węża, pół człowieka. W ogóle nag jest w Angkorze całkiem sporo. Potem Bajon... Gdzie się nie spojrzymy tam twarz, i kolejna i jeszcze jedna... Potem idziemy jeszcze na taras słoni i zwiedzamy okolice. Około południa ("najlepsza pora" na zwiedzanie - żar lejący się z nieba i wilgoć) jedziemy do ostatniego etapu Angkoru - Ta Prohm. To tu korzenie drzew oplatają budynki i wyglądają jak nie z tej ziemi. To tu kręcono zdjęcia do filmu Tomb Raider z Angeliną Jolie. Niesamowite... Niebywałe... Brak słów.
Ni stąd ni zowąd na niebie zaczynają zbierać się burzowe chmury. My akurat wracamy już do hotelu. Jesteśmy wykończeni, ale właśnie zwiedziliśmy największą atrakcję w południowo-wschodniej Azji! Po burzy idziemy na obiad i zakupy na straganie - drożej jest niestety nie tylko w knajpach, ale też na targach. Mieliśmy pójść na masaż, ale też jest strasznie drogo. Poza tym małe dziewczynki w salonach masażu proponują "bym bym" za kilka dolarów. Zdegustowani i bezradni wracamy do hotelu. Poza Angkorem Siem Reap to nic interesującego.
W hotelu tym razem nie ma prawie komarów.