Przeżyliśmy jakoś tę noc. Na pożegnanie właścicielka jurty żegna nas łyżką słonej herbaty z mlekiem. Ruszamy dalej. Nasz kierowca mówi coś o tym, że poszła mu jedna dętka. Więc w najbliższym mieście zrobimy sobie mały postój. Kiedy docieramy do Mandal Gobi kierowca zajmuje się samochodem, a my idziemy zwiedzać pobliską świątynię. Mnisi bez problemu wpuszczają nas na jej teren i do środka.
Kiedy wracamy kierowca jest już prawie gotowy do odjazdu. Oglądamy jeszcze miasto - stolicę kajmaka (odpowiednik naszego województwa): jurty stawiane tuż przy domach, ulice bez asfaltu. Trochę zadupie... Ale fajne.