Rano zjadamy śniadanie i około 8.00 ruszamy już samochodem na południe. Okazuje się, że wystarczy wyjechać z Ułan Bator, by od razu widzieć piękny, płaski, pusty krajobraz. Okazuje się, że na południu od Ułan Bator niemal nie ma drzew, ani miast. Po drodze zatrzymujemy się na chwilę przy kilku chałupach, w których jest sklep i stacja benzynowa.
Potem skręcamy w prawo z głównej (jednej z niewielu) drogi asfaltowej. Jedziemy wertepami aż docieramy do gospodarstwa z jutrami. Bawi nas bardzo forma toalety - plastikowy pojemnik (na deszczówkę) i lusterko przyczepione do kołka. Spędzamy tam jakąś godzinę (zjadamy lunch) i jedziemy dalej - do Baga Gadzrin Chuluu. Są to formacje skalne, w których niegdyś mieścił się klasztor. Teraz jest to miejsce święte (wciąż zostawia się tu chorągiewki na szczęście).
Pod wieczór dojeżdżamy do innego gospodarstwa z jurtami (w Mongolii mówi się na jutry: gery). Zaczyna strasznie wiać. Zjadamy kolację, gramy w Scrabble i strasznie marzniemy. Kładziemy się spać.
Noc jest okropna: strasznie wieje, mamy wrażenie jakby całą jurtę miało za chwilę porwać. Do tego jest strasznie zimno. Mamy na sobie dżinsy, dresy, sweter oraz śpiwór i wciąż jest zimno. Czy tak będą wyglądać wszystkie noce?