Z niewielkim poślizgiem docieramy na rynek w Mirze. Gdyby nie zamek, to miejsce niewarte wizyty. Kupujemy bilety do obiektu (ceny w jednej cenie, co nas mile zaskoczyło) i robimy rundkę wokół jeziora na sesję fotograficzną, bo zamek po ponad trzydziestu latach rzeczywiście wygląda bajecznie. Wnętrzami praktycznie trudno się zachwycać, bo jest w nich hotel oraz ogromne przestrzenie administracyjne. Trudno. I tak było warto. Na placu, gdzie można kupić tandetne pamiątki przygodnie spotkana Polska spod Baranowicz zgadza się zawieźć nas do odległego o 16 km Nieświeża. W dodatku za bezcen. Łapanie okazji to jedyna możliwość odwiedzenia obu miejsc (jedynych na Białorusi, które wpisano na listę UNESCO). Autobus jest raz dziennie.