Docieramy na miejsce około 4.30 - więc jak zwykle mamy mało czasu na pakowanie się. Ruszamy do hotelu pieszo - w końcu na mapie wydaje się być niedaleko stacji kolejowej. W rzeczywistości okazuje się, że to spory kawałek. Tym bardziej, że jest jeszcze zupełnie ciemno. Kiedy w końcu tam docieramy - okazuje się, że jest całkowicie zajęty. Chłopak, który tam akurat jest zawozi nas do innych hoteli i w końcu zatrzymujemy się w jednym z nich - Royal Aashiyana Palace Hotel (800 INR/pokój). Niestety recepcjonista liczy nam za 1,5 doby.
Odpoczywamy w hotelu do 11.30. O tej godzinie umówiliśmy się z tym chłopakiem, który obwoził nas po hotelach, by zawiózł nas do centrum miasta. On przyjeżdża ze swoim "bratem", bo chcą nas obwieźć po całym mieście. Zajeżdżamy jeszcze do Indian Coffee House na śniadanie. Ale rezygnujemy z usług naszych przewoźników. W końcu nie tak się umawialiśmy. Płacimy im ostatecznie 300 INR i odjeżdżają.
My ruszamy w kierunku Hawa Majal - Pałacu Wiatrów. Jaipur okazuje się okropny - ogromny ruch, tłumy naganiaczy, trudno gdziekolwiek samemu trafić. W końcu docieramy do Pałacu Wiatrów. Sam pałac jest przepiękny - jest to właściwie sama fasada, która wygląda wspaniale. A przez to, że jest to sama fasada na szczycie pałacu wieje dość duży wiatr. Stąd nazwa pałacu. Z jednego z przeciwległych balkonów oglądamy cały Hawa Mahal w całej okazałości. Przy okazji dziewczyny kupują nieco biżuterii.
Następnie zwiedzamy wnętrze Hawa Mahal (50 INR/osobę) i Jantar Mantar (100 INR/osobę). Jest to stare obserwatorium astronomiczne, które wygląda jak wystawa sztuki nowoczesnej. Ale wszystkie przyrządy służyły tylko do określania położenia gwiazd.
Łapiemy rikszę do hotelu i umawiamy się na następny dzień z jej właścicielem - Saifem na to, że zabierze nas do fortu Amber. Wieczorem rezerwujemy na wszelki wypadek hotel w Jodhpurze i kładziemy się spać.