Sam lot do Amritsaru przesypiam. Po przylocie okazuje się, że jedna z walizek jest porwana (a tu dopiero zaczynamy podróż!). Rozmawiamy z przedstawicielką Jet Airways - trwa to strasznie długo. Ona w końcu daje nam wizytówkę i mówi, że ktoś przyjedzie i naprawi walizkę.
Łapiemy taksówkę i docieramy do miasta i znajdujemy Hotel (600 INR/pokój). Dzwonimy z hotelu do Jet Aiways, lecz nikt nie odbiera. Idziemy zatem do Złotej Świątyni. Nie bardzo wiemy jak się zachować - więc Sikhowie non stop nas cofają - a to nie zdjęliśmy butów, a to nie mamy okrytych głów. W końcu, kiedy zdjęliśmy buty i włożyliśmy bandany i chusty na głowy - wpuszczono nas na teren Świątyni. Jest przepięknie - Świątynia leży na środku jeziora, a dookoła jeziora jest "deptak", po którym chodzą pielgrzymi, wierni i turyści. Tych ostatnich nie ma zbyt wielu.
Wychodzimy z terenu świątyni i łapiemy motorikszę. Dziś jest jedyna okazja, by zobaczyć ceremonię zamknięcia granicy z Pakistanem w Attari.