Rano idziemy na targ, gdzie kupujemy sobie różne owoce (pomelo, mango itd.), a potem do świątyni Wat Phra Non z leżącym buddą. Punktualnie o 10.00 ruszamy w kierunku wioski Karenów - plemiona, w którym kobiety nakładają sobie metalowe obręcze i w ten sposób wydłużają sobie szyje. Właściwie nazwa plemiona pochodzi od ich długich szyi - Padaung. Ponoć jest to symbol statusu, ale Wikipedia podaje też inne wyjaśnienia:
- ochrona przed niewolnictwem poprzez szpecenie siebie,
- uatrakcyjnienie wyglądu zewnętrznego i zwiększenie popędu płciowego u mężczyzn,
- długie szyje przypominają szyje smoka - istotnego elementu w kulturze Karenów,
- chroniÄ… przed tygrysami.
Dzisiejsze kobiety tłumaczą, że noszą te obręcze ze względów tradycyjnych, aczkolwiek ma się trochę wrażenie, że są to również względy turystyczne. Za każde zdjęcie wszystkie Panie życzą sobie kilka batów. My stosowaliśmy inny trick: kupowaliśmy coś, a potem prosiliśmy o możliwość zrobienia fotografii. I zwykle się udawało. :) Do wioski i z wioski płyniemy łódką i widzimy słonie. Widok był fantastyczny!
Potem jedziemy do Fish Cave (jaskini ryb), gdzie żyje spora liczba ślepych ryb. Kupujemy tam karmę i karmimy ryby. Spacerujemy sobie, a potem idziemy na kawę (50 BHT). Zatrzymujemy się przy grocie z wizerunkami 4 Buddów, a potem jedziemy prosto do Spa. Bierzemy maseczkę z mułu na twarz i gorący basen. Jest fantastycznie!
Wracamy do Mae Hong Son, zjadamy obiad w naszej restauracji i pijemy piwo. Idziemy na targ. Kupujemy bransoletki i inne rzeczy. W świątyni "puszczamy lampion" (80 BHT) - tzn. kupujemy papierowy lampion podpalamy go, chwilę trzymamy a on unosi się wysoko, wysoko do góry. Idziemy jeszcze odwiedzić Shian w jej Sawasdee Tour. Dostajemy od Shian kapelusze na pamiątkę. Wracamy do hotelu, zjadamy pomelo i pijemy koniak. Z pokoju wyganiamy ogromnego pająka. Pakujemy się i kładziemy się spać.