Geoblog.pl    ciekawy    Podróże    Tanzania    Ekspresem
Zwiń mapę
2010
02
paź

Ekspresem

 
Tanzania
Tanzania, Arusha
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8933 km
 
Wstaliśmy o 5.30. Szybko się ubraliśmy i już o 5.40 oddawaliśmy klucze na recepcji. Przypomnieliśmy o naszym śniadaniu na wynos - jednak recepcjonista zaczął coś tłumaczyć, że nie mogli go zrobić, bo nie mają jajek, więc trzeba czekać. Uznaliśmy, że nie ma co czekać, bo ucieknie nam autobus. więc ruszyliśmy w kierunku biura Kilimanjaro Express. W autobusie był naciągacz - chiał 10000 TSH za bagaż. My zapytaliśmy jeszcze w biurze czy trzeba mu płacić a... naganiacz uciekł. Zajęliśmy miejsca w autobusie i punktualnie o 6.00 ruszyliśmy.

Całe szczęście, że znaleźliśmy ten autobus i nie musieliśmy jechać na główny dworzec autobusowy w Dar Es Salaam. To co się tam działo - było straszne: kolejki do wejścia na teren dworca, tysiące autobusów, sprzedawcy itp. A my siedzieliśmy już we właściwym autobusie i tylko obserwowaliśmy to wszystko.

Po drodze zatrzymaliśmy się gdzieś na przerwę. Jak się później okazało obiadową. My nie byliśmy tego świadomi - więc przyjechaliśmy do Arushy strasznie głodni. Cała droga miała zająć 9 godzin, w rzeczywistości trwała 11. W międzyczasie puszczono nam film "Zdobycz" - opowiadający o atakach lwów na turystów na safari. Filmowi daje 1 na 10 punktów. Fabuła, dialogi i akcja - też 1. Niestety nie widzieliśmy znów Kilimanjaro - bo gdy jechaliśmy z Moshi do Arushy całe góry były w chmurach.

W Arushy najpierw zaszliśmy do biura Sunny Safari (znajduje się tuż obok przystanku autobusów). Jednak nie chcieli oni zrealizować "naszego" planu i byli w ogóle jacyś mało mili. Postanowiliśmy, że będziemy szukać gdzie indziej. Za chwilę zakręcił się koło nas jakiś naganiacz. Pozwoliliśmy się zaprowadzić do hoteliku Monjes. Wybraliśmy "Monjes A", ze względu na cenę (18000 TSH-12 USD). W hotelu pojawił się inny naganiacz, który chciał nas zaprowadzić do biura organizującego safari. I znów pozwoliliśmy mu na to.

Zaprowadził nas niedaleko - do Lasi Tours. Tam zostaliśmy przywitani i zaczęliśmy rozmowę o safari. Byliśmy przygotowani na to, że jeden dzień za osobę to będzie koszt około 150 USD, a chcieliśmy pojechać na całe 5 dni. Z przewodników wyczytaliśmy, że pod koniec pory suchej (czyli w październiku) bardzo dużo zwierząt jest w Parku Narodowym Tarangire, ja chciałem dodatkowo zobaczyć wielkie migracje gnu na północy Serengeti (tuż przy granicy z Kenią), no i musieliśmy zobaczyć krater NgoroNgoro. Wiec jak nie patrzeć - 5 dni na wszystko. Pan David z Lasi tours powiedział, że nie ma problemu, jeśli chcemy dołączyć się do innych (grupa łączona) to koszt wyniesie 180 USD za dzień za osobę, a jeśli sami - to 210 USD za dzień za osobę. Jako, że chcieliśmy oszczędzić - wybraliśmy tę pierwszą opcję i jeszcze utargowaliśmy po 20 USD do 160 USD. Zatem łączny koszt safari miał nas wynieść 800 USD za 5 dni za osobę. Wyprawa miała ruszyć w poniedziałek.

Zapytaliśmy również o możliwość i koszty odwiedzenia Parku Narodowego Gombe i obserwowania tam szympansów. Jednak Pan David powiedział, że przygotuje nam wycenę na następny dzień, bo musi to wszystko sprawdzić. My zapytaliśmy jeszcze o możliwość odwiedzenia ludu Hadzabe, który posługuje się językiem mlaskanym (nie mówią słów, a "mlaskają"). Pan David powiedział, że będzie to także 160 USD i najlepiej zrobić to w drodze powrotnej z safari.

Jako, że safari miało się zacząć w poniedziałek - zapytaliśmy jeszcze o Masajów i możliwość jednodniowej wycieczki do ich wioski. Okazało się, że następnego dnia - w niedzielę, jest targ bydła w Ngaramtoni i możemy pojechać tam dala dala (łącznie 30 USD od osoby). Powiedzieliśmy, że się zastanowimy i damy mu znać następnego dnia rano co do wycieczki na targ i całego safari.

Potem (znów z naganiaczem) zaszliśmy do restauracji, w której bardzo się nam nie podobało. Więc naganiacz zaprowadził nas do baru African Queen. Kiedy wchodziliśmy zetknęliśmy się przy wejściu z dwoma Niemkami, które też planowały coś zjeść. Zapytały nas skąd jesteśmy - my na to "Poland", one usłyszały oczywiście "Holand". Usiedliśmy razem przy jednym stole i kiedy rozmawialiśmy jedna z nich powiedziała (Caroline), że jakoś dziwnie mówimy między sobą. Więc powtórzyliśmy, że "Poland". A ona "Ooooo.... Z Polski!". Okazało się, że urodziła się w Zabrzu i wyemigrowała z rodzicami do Niemiec kiedy miała 7 lat. Zjedliśmy i wypiliśmy piwo. Za 4 osoby zapłaciliśmy 19800 TSH (około 12 USD). Potem pożegnaliśmy się i wróciliśmy do hotelu. Poszliśmy spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
ciekawy
Ciekawy Åšwiata
zwiedził 47% świata (94 państwa)
Zasoby: 1452 wpisy1452 524 komentarze524 17458 zdjęć17458 46 plików multimedialnych46
 
Moje podróżewięcej
12.12.2010 - 21.06.2019
 
 
23.02.2024 - 07.03.2024
 
 
30.04.2022 - 03.05.2022