Tym razem lot krótki, aczkolwiek był pewien moment kiedy pasażerowie (w tym i ja!) zrobili "uuuuuu". Wynikało to głównie z turbulencji, w które wlecieliśmy. Lądowanie już bardzo gładkie.
Na lotnisku - musieliśmy wypełnić deklarację wjazdową i podanie o wizę. Odstaliśmy w kolejce, zapłaciliśmy po 50 USD i w końcu otrzymaliśmy wizę. Wyszliśmy na zewnątrz, wymieniliśmy pieniądze (po bardzo niekorzystnym kursie 1 USD=1200 TSH) i złapaliśmy taksówkę do hotelu. Za 25000 TSH, czyli niecałe 20 USD. Kiedy dojechaliśmy do hotelu i wręczyliśmy pieniądze taksówkarzowi, on stwierdził, że chodziło mu o 25 dolarów. Żartowniś! Zaprzeczyliśmy tylko, porwaliśmy nasze plecaki i weszliśmy do hotelu. Hotel mieliśmy zarezerwowany przez Internet - jeszcze w Polsce. Hotel to Jambo Inn. Polecany w Lonely Planet i Rough Guide. Dostajemy "upgrade-owany" pokój - z klimą, której i tak nie używamy. Ale nie musimy dopłacać.
Zmęczeni uznaliśmy, że nie pojedziemy jutro do Arushy, bo musimy się zorientować co i jak. Postaramy się kupić bilety na autobus do Arushy ma sobotę. W trakcie lotu coś mnie strasznie ugryzło i swędzi. Niezły początek! Kupujemy wodę (1200 TSH), bierzemy prysznic (była ciepła woda) i idziemy spać.