To był mój pierwszy tak długi lot KLMem - wcześniej latałem z nimi tylko na krótkich europejskich trasach. Mieliśmy zarezerwowane miejsca tuż po kupnie biletu. Serwis http://www.seatguru.com/ podaje, że w klasie ekonomicznej nieco więcej miejsca jest w rzędzie 40. I tam właśnie siedzieliśmy.
Każdy z pasażerów miał swój własny system PTV. Trzeba przyznać, że wybór filmów był spory. Ale tak wyszło, że obejrzałem tylko jeden. Starałem się chodzić po samolocie tak często jak tylko to możliwe. Lecieliśmy nad wyspami Chorwacji, potem nad Egiptem i Sudanem. Nad Egiptem widać było tamę na Nilu - widok zapierał dech w piersiach. W ogóle widok niebieskiego Nilu na tle pomarańczowego piasku Sahary robi wrażenie.
Po około 8 godzinach lotu wylądowaliśmy na lotnisku nieopodal Arushy - Kilimanjaro. Niestety było już ciemno - więc nie widzieliśmy najwyższego szczytu Afryki. Kiedy wylądowaliśmy bardzo duża część pasażerów wysiadła - pewnie wszyscy jechali na safari lub wspinali się na Kilimanjaro. Czyli tak jak robi 90% turystów odwiedzających Tanzanię. My właściwie też mieliśmy takie plany - ale bilety lotnicze kupione były do Dar Es Salaam - więc spokojnie czekaliśmy w samolocie na start.
Trochę się zdziwiliśmy, że do samolotu weszło jeszcze trochę pasażerów, którzy wracali do Europy przez Dar Es Salaam. Lot KLMu odbywa się na trasie: Amsterdam - Kilimanjaro - Dar Es Salaam - Amsterdam. Więc osoby, które z Kilimanjaro chcą wrócić do Europy - muszą lecieć przez Dar. Samolot był znów prawie pełny... Startowaliśmy...