Po śniadaniu poszliśmy w kierunku Hagia Sophia. Wejście do meczetu jest płatne - 15 TL (ok. 30 zł) od osoby. Jednak sam meczet jest wart zobaczenia go w środku. Pierwszy krok i od razu mozaika bizantyjska przedstawiająca Jezusa. Trochę szkoda, że wnętrze było remontowane - więc rusztowania nieco szpeciły cały widok, ale i tak wrażenie pozostaje. Koniecznie trzeba wejść na balkony, bo tam widać przepiękne bizantyjskie mozaiki - to chyba największy skarb Hagia Sophia. W czasach bizantyjskich to był kościół, w całości pokryty mozaikami. Po zdobyciu Konstantynopola Hagia Sophia została przemieniona na meczet. Oznaczało to zatynkowanie wszystkich mozajek.
Tuż obok Hagia Sophia znajduje się Cysterna Bazylikowa (wejście 10 TL - ok. 20 zł). Zbierano tam słodką wodę (deszczówkę) do picia w czasach bizantyjskich. Są tam też ryby, które często poławiano. Teraz jest to pomieszczenie, gdzie widać szeregi podświetlonych kolumn, z sufitów kapie woda, a z głośników puszczana jest spokojna i nastrojowa muzyka. Warto pójść aż do końca – gdyż tam znajdują się stare (z czasów bizantyjskich) głowy meduz – jako podpory do kolumn. Ponoć pochodzą one jeszcze z czasów rzymskich.
Następnym krokiem dzisiejszego zwiedzania był kolejny meczet – Błękitny. Od godziny 12.30 do 14.00 trwa modlitwa i w tych godzinach jest zamknięty dla zwiedzających. My dotarliśmy tam tuż przed 14.00. Meczet ma specjalnie wydzielone miejsce dla zwiedzających – nie powinno się wg mnie wchodzić dalej, jeśli nie jest się muzułmaninem. Trzeba uszanować czyjąś religie. Niestety sporo turystów przeszło barierki i chciało zwiedzać meczet także poza wydzielonym dla „innowierców” miejscem. My usiedliśmy na dywanach meczetu i obserwowaliśmy to co się dzieje. Kiedy już mieliśmy zamiar wychodzić – na terenie meczetu zobaczyliśmy 4 Derwiszy. Stanęli na środku meczetu i zaczęli tańczyć (bez muzyki). Zobaczyłem jednak, że był to występ nagrywany przez jakąś telewizję. Może było to potrzebne do reklamówki lub jakiegoś filmu? Nie wiem. Najważniejsze, że widziałem tańczących Derwiszy!
Potem poszliśmy na Hipodrom – posiedzieliśmy na ławce przy Egipskim Obelisku (z XV w. p.n.e.), minęliśmy wieżę węża i obelisk Konstantyna, a następnie udaliśmy się nad Morze Marmara – do kolejnego meczetu. Tym razem był to Kucuk Ayasofya Camii. Jest to najstarszy meczet przerobiony z kościoła. Jest nie wielki, ale przez to bardzo kameralny i przyjemny.
Z meczetu udaliśmy się na Wielki bazar, by zrobić zakupy. W końcu w niedzielę jest nieczynny. Ale tym razem już nie błądziliśmy, tylko skierowaliśmy się do konkretnych straganów po konkretne rzeczy (małe miseczki – 3 TL, granulowane herbatki rozpuszczalne – 6 sztuk za 10 TL) . Wstąpiliśmy też na herbatkę i ruszyliśmy w kierunku Wielkiego Meczetu Sulejmana. Kiedy tam dotarliśmy z przykrością stwierdziliśmy, że jest zamknięty dla zwiedzających. Trwają tam jakieś prace remontowe. Było już dość późno – około 19.30 – zatem postanowiliśmy jeszcze zobaczyć Nowy Meczet, w okolicach którego już byliśmy wczoraj. Nowy Meczet ma dużo przyjemniejszy dziedziniec niż np. Błękitny Meczet. Był to czwarty meczet, który zwiedzaliśmy tego dnia – więc wnętrze nie robiło już takiego wrażenia jak poprzednie.
Dzień powoli mijał. My jeszcze postanowiliśmy pójść w okolice meczetu Kucuk Ayasofya Camii na kolację. Wcześniej widzieliśmy tam fajne knajpy w cichszych miejscach niż przy naszym hotelu. Przy Hagia Sophia były tłumy ludzi, wszyscy wyszli na ulicę, na trawę w sobotni wieczór, widzieliśmy też paradę Janczarów. Nie pamiętam, by kiedykolwiek takie tłumy widziałem o tak późnej porze w Warszawie.
Kolacja okazała się bardzo smaczna. Zamówiliśmy też po piwie, potem jeszcze jednym i... okazało się, że mieliśmy zapłacić 44 TL (około 88 zł) za dwie osoby. Jednak głównym składnikiem ceny były właśnie piwa (jedno 6 TL – ok. 12 zł). Jedno danie kosztowało nie więcej niż 6-7 TL (ok. 12-14 zł). Wracając do hotelu byliśmy zaskoczeni, że w parku przy Hagia Sophia wciąż były tłumy ludzi...