Wzbiliśmy się w powietrze. Cały lot był bardzo miły, chyba głównie dlatego, że bez dopłacania dano nam miejsca przy wyjściu awaryjnym - więc mieliśmy więcej miejsca na nogi. W samolocie był też indywidualny system rozrywki - każdy miał swój ekran. Ja chciałem obejrzeć sobie Forresta Gumpa - głównie ze względu na to, że w filmie było pokazanych sporo miejsc, które właśnie widzieliśmy. Zacząłem oglądać film, ale zaczęto podawać lunch (hamburger i napoje bezalkoholowe), więc przerwałem oglądanie. W międzyczasie starszy pan siedzący obok mnie o coś mnie zapytał (chyba skąd jestem) i tak zaczęła się nasza rozmowa. Rozmawialiśmy o zwiedzaniu USA, świata, o sobie, o zawodzie, wykształceniu, potem o Nowym Jorku i różnicach między innymi stanami, różnicach między USA a Polską, różnicach między Polską a innymi krajami Unii Europejskiej, o czasach przed 1989 rokiem w Polsce i w innych krajach... Generalnie nim się obejrzałem... lądowaliśmy w Nowym Jorku, a właściwie w Newark... Przy lądowaniu było widać cały Manhattan... Była 20.15
Po wylądowaniu czekaliśmy jeszcze na plecaki i wyszliśmy, aby złapać autobus na Manhattan. Strasznie wiało - w Phoenix było ponad 30 stopni ciepła, tu... zaledwie 12 i wiatr. Była 20.45. Wyciągnęliśmy nasze kurteczki przeciwdeszczowe, by choć trochę się ogrzać. Jak na złość autobusy, które mają kursować co 20 minut nie jadą. Czekaliśmy ponad 1,5 godziny na autobus... W końcu jakiś nadjechał, wkurzeni wsiedliśmy do niego... Niestety autobus nie odjechał od razu tylko po kolejnych 15-20 minutach oczekiwania... Nie mieliśmy już sił się kłócić...