Lot do Wiednia, podobnie jak do Damaszku, odbył się bez większych problemów. Jedzenie takie same jak poprzednio - kurczak, pomidory oraz szpinakowe kluski. Całkiem mi smakowały.
W Wiedniu mieliśmy około godziny na przesiadkę. Czyli całkiem sporo czasu na tak duże lotnisko. Przy przechodzeniu przez bramki do Unii Europejskiej jeden z celników cofnął nas i powiedział, że z winem nie można. My mu na to, że było ono kupione w Damaszku w strefie wolnocłowej. On nam na to, że teraz obowiązują przepisy, że nie można przewozić napojów, nawet ze strefy wolnocłowej, spoza UE. I mamy wybór - albo zostawiamy wina, albo je odprawiamy.
Wybraliśmy tą drugą opcję - pobiegliśmy do check-in-ów, tam zapakowaliśmy wina do plecaka, owinęliśmy je polarami i pobiegliśmy w kierunku odprawy. Zdążyliśmy bez problemu. Problemem był raczej brak polarów. Boarding odbywał się przez autobus, a my byliśmy tylko w t-shirtach. Na zewnątrz 4 st. C. Lecieliśmy LOTem - Stewardessy przy wejściu powiedziały - Państwo to chyba z ciepłych krajów wracają - u nas zimno. My tylko się uśmiechnęliśmy i zajęliśmy swoje miejsca w samolocie.
Jeśli chcesz otrzymać pocztówkę z mojej kolejnej podróży -
przekaż 10 zł na podróż i wyślij swój adres (jako prywatna wiadomość).