Dojechaliśmy do Palmyry jakieś pół godziny wcześniej niż sądziliśmy - około 20.30. Byliśmy jedynymi osobami wysiadającymi z autobusu. Od razu złapaliśmy taksówkę do centrum.
Centrum oznaczało jedną ulicę pełną knajpek dla turystów i pełną hoteli. Znaleźliśmy hotelik (Sun Hotel) i wyruszyliśmy na spacer. Poszliśmy najpierw do ruin. Okazało się, że są niesamowicie oświetlone. Niestety na wieczorny spacer nie wzięliśmy aparatów, ale już nie mogłem się doczekać następnego dnia, by zobaczyć ruiny Palmyry w świetle dziennym.
Potem wróciliśmy na nasza ulicę, ale uznaliśmy, że pójdziemy nieco dalej - w głąb miasta. Tam było już dużo mniej turystów, przez co było też dużo taniej. Zjedliśmy na kolację shoarmę i uznaliśmy, że fajnie byłoby zjeść też jakieś owoce. Znaleźliśmy mały ryneczek z owocami. Tam wybraliśmy trzy ogromne kiści winogron i podeszliśmy do sprzedawcy z pytaniem "ile za to?". Sprzedawca zrobił dziwny gest ręką. Na początku nie zrozumieliśmy go, ale potem Sprzedawca powtórzył ten gest. Wynikało z niego, że nie chce od nas żadnych pieniędzy...
Potem poszliśmy jeszcze do cukierni - tam kupiliśmy pyszne ciasto. A panowie sprzedawcy bardzo się cieszyli i zapraszali nas też następnego dnia. Wróciliśmy do hotelu i zjedliśmy te smakołyki. Myśleliśmy, że może te winogrona są jakieś niesmaczne, ale okazały się pyszne. Widocznie turyści rzadko się zapuszczają tak daleko... I dlatego sprzedawca dał je nam za darmo... Aby zachęcić turystów do odwiedzania go.
Jeśli chcesz otrzymać pocztówkę z mojej kolejnej podróży -
przekaż 10 zł na podróż i wyślij swój adres (jako prywatna wiadomość).