Wyjazd o 22.00. Duchota i straszny upał. Tuż przed wejściem do autobusu okazało się, że musimy miec jakieś kwitki na bagaże, o których nas w ogóle nie poinformowano. Całe szczęście udało się je otrzymać i szczęśliwie wsiedliśmy do autobusu.
Droga autobusem nocnym nie nalezała do najprzyjemniejszych. Ciągle się budziłem i trudno było potem ponownie zasnąć. W pewnym momenci w autobusie zrobiło się okropnie zimno - wjechalismy już w Andy i temperatura znacząco spadła.
Dojechaliśmy do dworca w Quito rano. Postanowilismy, że trzeba coś zrobić z tym dniem i szkoda go tak marnować na odpoczynek. Rozwazaliśmy Otavalo, ale tam postanowilismy sie wybrać następnego dnia. Padło na Mitad Del Mundo.
Po znalezieniu hotelu, przysznicu i śniadaniu pojechalismy Metrobusem na równik.