Po przekroczeniu granicy kierowca wysadza nas na przystanku i każe czekać na kolejny autobus. W końcu nadjeżdża i docieramy do centrum miasta. Tak, miasta, bo w przeciwieństwie do Puerto Iguazu to faktycznie duże miasto, ma i wieżowce i ogromne hotele (a Puerto Iguazu jest raczej spokojnym miejscem z jednopiętrowymi budynkami).
Od razu czujemy klimat brazylijskich telenoweli - widzimy na przystanku kłócącą się parę. Kobieta zdejmuje buty i rzuca nimi w mężczyznę, który jest jakby nieco skulony. Cała scena od razu kojarzy nam się z temperamentem brazylijskich kobiet pokazywanym w serialach TV.
Wstępny plan był taki, by w ciągu jednego dnia zwiedzić najpierw wodospady po stronie argentyńskiej, a potem po stronie brazylijskiej. Ale uznaliśmy, że to ponad nasze siły, a poza tym nie jest tak jak przy Wodospadach Wiktorii, że widoki są diametralnie różne. Więc popołudnie spędzamy w mieście: odwiedzamy supermarket (najważniejsze produkty na wejściu to owoce, w przeciwieństwie do supermarketów w Argentynie, gdzie rolę najważniejszego produktu stanowiło wino) i kawiarnię (zjadamy pyszny krem z marakui).
Wracamy do hotelu i organizujemy taksówkę na lotnisko na następny dzień.