O 10.00 jedziemy taksówką na dworzec. Z nami do miasta zabiera się też Hindus. Płacimy 1500 MK. Wsiadamy do minibusa do Blantyre (1500 MK/osobę), który zawozi nas tylko do... Limbe. Umawiamy się z kierowcą, że zawiezie nas do naszego hotelu, a my dopłacimy mu jeszcze 1000 MK. Po dotarciu do Ruby's Guesthouse chwilę odpoczywamy i jedziemy taksówką do centrum miasta za 2 tys. MK. Najpierw potwierdzamy przeloty w biurze Malawian Airlines, wymieniamy pieniądze w banku, idziemy na kawę do kawiarni Kwa Haraba. Kawa jest przepyszna. Są tu też pamiątki do kupienia i super wystrój. Jutro też tu przyjdziemy.
Potem ruszamy na Blantyre Market, ale nie ma tan nic ciekawego. Zachodzimy do supermarketu Peoples (kupujemy kawę i malawijski gin), potem do sklepu z przyprawami.Odwiedzamy stragany z pamiątkami i wracamy do hotelu.
Nasz hotel to trochę hotel widmo: nie ma innych gości, prąd jest tylko na życzenie, dookoła jest ogród i żadnych miejsc do siedzenia. Światło gaśnie tuż po zmroku. Po ciemku zjadamy kolację. Prąd "wraca" dopiero po 21.00.