Kiedy docieramy minibusem do Mangochi (swoją drogą - cudowna nazwa miasta kojarząca się z mango) każą nam wysiadać i przesiąść się do innego busika. Oczywiście ten drugi jest dużo mniej wygodny, w każdym rzędzie mieszczą się 4 osoby, bardzo mało miejsca na nogi, hula wiatr (wszystkie okna pootwierane) i do tego gra głośna muzyka. Cała Afryka! :)
Po około 2 godzinach docieramy do Zomby. Łapiemy taksówkę, która zawozi nas do Monkey's Nest (4 tys. MK), gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Chwilę odpoczywamy i ruszamy na zwiedzanie ogrodu botanicznego w Zombie. Nikt nas nie prosi o żaden bilet wstępu. Szukamy herbarium, ale ochroniarz mówi nam, że nie ma tu osobnego miejsca z ziołami, zioła rosną wszędzie. :)
Potem odwiedzamy hotel Masongola. Piękny kolonialny budynek, duży ogród i do tego sąsiaduje z ogrodem botanicznym.
W drodze powrotnej rozdajemy dzieciom długopisy. Te idą za nami przez długi czas. Odwiedzamy Domini Lodge i pijemy piwo (800 MK), rozmawiamy z Chińczykiem, który mieszka w Zombie od 4 lat i jest nauczycielem.
Po powrocie do naszego hotelu (umiejscowiony w dawnej brytyjskiej posiadłości) zauważamy jego piękno: są tu stare meble, łazienka, piękne klamki, kurki, ciepła woda, a do tego piękny widok na góry. Poznajemy innych lokatorów Monkey's Nest: Chinkę i Hindusa, którzy pracują i mieszkają w Zombie już od dawna. Hindus użycza nam swojego hasła do wi-fi, za co jesteśmy bardzo wdzięczni.