Ledwo docieramy do półwyspu Sevanavank zaczyna padać deszcz. Lokujemy się w pierwszej lepszej knajpce (z siedzeniami w altanach z widokiem na jezioro) i zamawiamy kawę. Kelnerka nie zna nawet ceny kawy, ale przynosi nam wraz z cukrem. Czekamy około godziny na to aż przestanie padać. Jesteśmy w górach - więc pogoda szybko się zmienia. Kiedy kończy lać - wychodzi słońce.
Zwiedzamy klasztory położone na półwyspie i znów się zachwycamy. Klasztory i kościoły w Armenii wyglądają podobnie jeden do drugiego, ale okolica i ich położenie są zupełnie inne i to one nadają niepowtarzalności każdej z tych budowli. Mamy też szczęście, bo w okolicy mamy piękną letnią łąkę z tysiącem kwiatów, za nimi jezioro, a za nimi góry.
Przykro nam, że jesteśmy tu tak krótko. Przykro nam, że rano wracamy już do Polski. Armenia, podobnie jak i Gruzja zachwyca cudownymi widokami.