Wstajemy rano i po śniadaniu łapiemy tuk-tuka (250 LKR) do fortu w Trincomalee. W forcie oglądamy 2 świątynie: jedna buddyjska, a druga hinduska (poświęcona Sziwie, jest tam ogromna jego podobizna). Obie bardzo przyjemne. Poza tym sam fort wygląda bardziej jak park, dużo drzew, starych budynków. W całym mieście jest mnóstwo jeleni, które czują się tam jak u siebie. Ludzie ich nie przeganiają.
Z fortu ruszamy wzdłuż morza do Dutch Bank Cafe na kawę (300 LKR - Cappuccino, 240 LKR - espresso). Strasznie drogo, ale przynajmniej jest pyszna. :) Zwiedzamy jeszcze drugą świątynię hinduistyczną w mieście. Zaczyna padać deszcz. Kiedy ustaje idziemy jeszcze na bazar i odwiedzamy kilka sklepików z materiałami. Kupujemy 2 sarongi (700 LKR/sztukę). Posłużą nam jako obrusy. :) Kupujemy jakieś przekąski (pierożki - 10 LKR/sztukę, czosnek pieczony w chilli - 20 LKR/sztukę) i wracamy tuk-tukiem do Uppuveli.
Zjadamy przekąski i ruszamy jeszcze na plażę, bo pogoda się znacznie poprawiła. Około 18.00 ruszamy jeszcze na pyszne Devilled Prawns (600 LKR/jedną porcję), zaprowadzamy Dunkę i Francuzkę do tej knajpy i rozmawiamy jeszcze trochę z właścicielem hotelu.