W drodze powrotnej do Sarandy, mijamy plaże Ksamilu i wysiadamy in the middle of nowhere. Maszerujemy jakies 20 minut i docieramy na maleńką plażę Pasqyra. Gigantyczne fale, cieplutka woda i pyszne jedzenie (zwłaszcza owoce morza). W okolicy liczne zniszczone szkielety samowoli budowlanej oraz rozpadające się bunkry Envera Hodżhy. Okolica straszna. Ale sama plaża - super. Piękny widok na Kerkyrę. Żebyż jeszcze miała piasek a nie kamienie... Zaczyna się chmurzyć i ściemniać. Gdzieś widać błyskawice, ale właściwie nie pada. Dzień był niesamowicie gorący. Wracamy stopem do Sarandy. Spacer zatłoczoną promenadą i włoskie lody. Na szczęście mieszkamy tuz tuż.