Po około 15 minutach jazdy pociągiem do Brandenburga (S7 tego dnia nie chodzi - zatem jedziemy tam regionalnym) docieramy do Poczdamu. Okazuje się, że ze stacji do pałacu i parku Sanssouci jest jeszcze kawałek do przejścia. Trochę błądzimy, bo wszędzie trwa wymiana nawierzchni chodników (o dziwo w mieście nie ma jakichkolwiek oznaczeń ułatwiających odnalezienie największych jego atrakcji) i nie mamy nic do picia. W końcu znajdujemy sklep, kupujemy wodę i docieramy do Sanssouci.
Na miejscu - w maleńkim kantorku - kupujemy bilety do Pałacu Sanssouci na 14.15 (12 Euro). Do tego czasu zwiedzamy park (m.in. Chiński Pawilon), a parkowych alejek jest ponad 40 kilometrów! Zwiedzanie pałacu trwa około 30 minut. Jak za komuny trzeba założyć filcowe łapcie. Język polski użyty w audio-przewodniku woła o pomstę do nieba.
Następnie ruszamy do Nowego Pałacu. Tam też mamy problem ze znalezieniem kasy biletowej (jest za ogrodzeniem, po drugiej stronie bramy do parku). W końcu kupujemy bilety (8 Euro) i zwiedzamy Nowy Pałac. Jakość audio-przewodnika jest dużo lepsza, a i same pałacowe wnętrza bardziej się nam podobają.
Potem idziemy na stację Sanssouci - okazuje się, że jest dość niedaleko Nowego Pałacu. Musimy jednak czekać około 40 minut na pociąg i około 17.45 ruszamy z powrotem do Berlina. Szkoda, że nie mieliśmy dość czasu na słynny Cecillienhof.