Lądujemy w Paryżu i bardzo szybko docieramy RER-em oraz metrem przed północą do zarezerwowanego wcześniej hotelu: Le Square. Okazuje się, że powinniśmy byli poinformować o tym, że będziemy tak późno (nie było to napisane w treści rezerwacji). Nie mają żadnych wolnych pokojów. Próbowaliśmy się wykłócać o cokolwiek, ale byli aroganccy i zostajemy z wizją spędzenia nocy na ławce.
Wkurzeni szukamy innego hotelu. O dziwo - udaje się nam go znaleźć. Szukamy czegoś na naszą kieszeń, ale jest pierwsza w nocy, więc Francuzi mogą sobie zaśpiewać tyle, ile im się żywnie podoba. Wchodzimy do pierwszego lepszego z brzegu (no prawie). Grand Hotel Magenta ma na recepcji karteczkę, że nie mają miejsc. Pan w kantorku jest sympatycznym arabem i staramy się coś ugrać. Mówimy , że to podbramkowa sytuacja itd. Znajduje się mały pokoik. Podobno do remontu. Bierzemy go w ciemno. Okazuje się całkiem całkiem. Jeden kafelek na podłodze się rusza. Jednego brakuje. Poza tym świetny widok na dachy Paryża. Cena niższa niż w Le Square.
Rano wstajemy i jedziemy od razu na dworzec Paris Montparnasse. Pociąg do Vannes.