W Ammanie zaczyna wreszcie padać deszcz. My lądujemy w naszej ulubionej wyciskarni soków (1 JND), zjadamy falafela (0,4 JND) i idziemy jeszcze pożegnać się z właścicielami Hotelu Cliff. Niestety ich nie ma - schodzimy zatem na piętro niżej, by wypić herbatę i zapalić sziszę. Przestało padać. Wszędzie czerwone od piasku kałuże. Wracamy do hotelu i pakujemy się. Jutro rano - ruszamy do Petry.