Pogoda rano była piękna, jak wyszliśmy z hotelu już się popsuła. I tak było co chwila. Ten dzień poświęcamy na zwiedzanie Neapolu - najpierw Katedra, potem kościoły, dziedziniec majolikowy w klasztorze Św. Klary, czy chór w kościele Grzegorza Armeńskiego. Wszystko wygląda naprawdę pięknie. Potem decydujemy się wjechać na wzgórze Castel Del Sant' Elmo. Okazuje się jednak, że winda nie działa. I to chyba od dawna. Zatem ruszamy pieszo. Żadnych oznaczeń, żadnych kierunkowskazów. Kiedy tak idziemy pod górę - znów świeci słońce. Kiedy docieramy na szczyt - zaczyna padać. Istna ulewa. Trochę czekamy na lepszą pogodę - jednak już się nie poprawia. Nie pada, ale jest buro.
Wracamy do miasta i chcemy w końcu coś zjeść. Okazuje się, że dziś wszystkie pizzerie są zamknięte. W tym nasza Di Matteo. Szukamy i szukamy czegoś otwartego. W końcu wracamy w okolice dworca Garibaldi i zjadamy... kebab. Nie najlepszy, ale to jedyna otwarta tego dnia knajp w okolicy. Rozczarowani. Wracamy do hotelu. Pakujemy się i kładziemy się spać.