Po śniadaniu idziemy na najlepszy na świecie targ - St. Lawrence Market. I faktycznie, jest na co popatrzeć i co zjeść. Wszelkie kuchnie świata, wszelkie rysy twarzy. Ogromne przestrzenie doskonale zagospodarowane. Mnóstwo owoców morza, ryb, serów, warzyw, owoców i przetworów. Bez trudu można kupić polskie pierogi z farszem do wyboru. Kupujemy trochę syropu klonowego i jemy u Tajów. Potem przedzieramy się przez miasto do CN Tower, najwyższej wolno stojącej konstrukcji na świecie (546 m, 181 pięter). Na szczęście kolejki właściwie nie ma. Jest tam nawet szklana podłoga, na którą nie bez strachu wchodzimy. Łatwo nie jest! Zjeżdżamy w dół i idziemy do wielokulturowego Kensington. U chińczyków kupujemy żeliwny czajniczek do herbaty i kilka T-shirtów po 2 USD! Okolica nisko zabudowana, same niskie domki z ogródkami. Jest tak piękna pogoda, że rezygnujemy z muzeów. Za 7$ płyniemy na wysepki na Ontario, żeby zaczekać na zachód słońca i panoramę miasta. Tam jemy i wracamy do hotelu.