Pobudka i ruszamy minivanem do Mae Hong Son (3 godziny - 170 BHT). Krótka przerwa w Soppongu. Droga podobna do tej z Chiang Mai do Pai - jednak dziewczyny piją wcześniej Aviomarin. Jednak inni nie wytrzymują i zwracają zawartość. Docieramy do Mae Hong Son na dworzec autobusowy. Niestety znajduje się on dość daleko od centrum miasta. My robimy błąd: zamiast wziąć tuk-tuka idziemy z bagażami i... gubimy się. Dziewczyny zostają z bagażami "pod drzewem" - a my szukamy centrum i jakiegoś hotelu. Udaje się nam - Jongham Place za 400 BHT za noc za pokój. Wracamy po dziewczyny tuk tukiem.
Potem idziemy nad jezioro Nong Jong Khan. Tuż obok jeziora chyba rośnie pomelo - pełne owoców. Potem zwiedzamy świątynie Wat Jong Kham i Wat Jong Klang. Potem zjadamy przepyszny makaron smażony z sosem sojowym i kurczakiem, pijemy piwo i kawę. Łącznie za 4 osoby płacimy... 260 BHT. Kupujemy pierożki (20 BHT za 6 sztuk) i wspinamy się na górę do Wat Phra That Doi Kong Mu. Zaczynamy ze złej strony - ale potem odnajdujemy tą właściwą. Cudowny widok - gdzieś za tymi górami rozpoczyna się Birma. Niestety nie wszystko jest właściwie oświetlone - więc niektóre zdjęcia wychodzą nam słabiej. Mała dziewczynka dostaje od nas cukierka i pięknie składa rączki w podziękowaniu. Słońce powoli zachodzi - a my powoli schodzimy...
Szukamy jeszcze biura podróży. Organizujemy sobie 2 wycieczki: pierwsza do plemion Lisu i Lahu (Czerwonych i Czarnych), druga do kobiet z długimi szyjami. Potem odwiedzamy nocny bazar. Wracamy, zjadamy sezamki, pijemy koniak i tłuczemy komary. Kąpiel i spać.