W nocy było strasznie zimno! Wszystkim nocującym tuż nad kraterem polecam bardzo ciepłe ubrania! Wstaliśmy około 6.00, a wyjechaliśmy do krateru około 7.30. Mamy wrażenie, że kierowca ma focha. Chyba jest na nas obrażony. Wcale nie zachowuje się jak przewodnik.
Szukamy nosorożca - niestety nie mamy szczęścia. Nie widzimy żadnego. Poza tym - zebry, gnu, lwy, flamingi i inne zwierzęta. Niestety po 4 dniach safari krater nie robi na nas wielkiego wrażenia. Może gdybyśmy przyjechali tu pierwszego dnia - byłoby inaczej. Po 4 godzinach lunch z pudełka. Nad nami latają jakieś drapieżne ptaki. Wyrywają nam kanapki z rąk.
Wracamy na kemping. Powrót strasznie się dłuży. Po kilku godzinach docieramy do Arushy. Kierowca rozwozi wszystkich po hostelach i dworcach - więc około godziny jeździmy jeszcze po Arushy i w końcu dowożą nas do biura Lasi Tours. Odbieramy nasz plecak i nie chcemy z nimi już rozmawiać na temat całej sytuacji.
Idziemy do hostelu Mojes - okazuje się, że nie ma tam miejsc. Szukamy innego - znajdujemy pokój w Kitunda GuestHouse za 20000 TSH z widokiem na górę Meru. Jest też ciepła woda! Idziemy na internet - ale kafejka ma jakieś problemy z dostawcą. W związku z tym bardzo miła Pani w kafejce nie bierze od nas ani grosza. Na kolację idziemy do African Queen. Znów fantastyczny ryż z warzywami. Kelnerka nas rozpoznaje i dostajemy nawet owoce na deser. Potem zmęczeni wracamy do hotelu i kładziemy się spać.