Ufff... Ledwo zdążyłem na samolot. Trochę za późno wstałem, bo rano się jeszcze pakowałem i musiałem pójść na pocztę. Pani w okienku na poczcie tak długo mnie załatwiała (4 listy polecone), że chciałem już zrezygnować z tych wysyłek. Pani jednak oświadczyła, że wprowadziła je już do systemu i nie może wycofać. Wysyłka 4 listów poleconych trwała łącznie ponad 20 minut. Skandal! Wróciłem do domu i miałem zaledwie około 90 minut do odlotu samolotu. Całe szczęście odprawiłem się już dzień wcześniej. Musiałem zamówić taksówkę, dzięki temu dotarłem na lotnisko jakieś 45 minut przed odlotem. Zdążyłem.
Sam lot – jak zwykle miły. To już 9 lot Lotem i za każdym razem jest bardzo ok. Tylko piwo było trochę zbyt ciepłe, ale życzyłbym sobie tylko takich problemów. Po 2 godzinach i 10 minutach lotu lądowaliśmy na lotnisku Ataturka w Stambule. Przy wychodzeniu z samolotu z pasażerami żegnał się nawet kapitan samolotu. To było dość miłe, bo rzadko się to zdarza.
Bez problemu znaleźliśmy metro (koszt 1,5 TL, czyli około 3 zł za przejazd) i dojechaliśmy do stacji Zeytinburnu. Potem przesiedliśmy się w tramwaj 38 (koszt 1,5 TL) i ruszyliśmy do centrum. Cały przejazd trwał około godziny. Znaleźliśmy nasz hotel Erasmus – była to najtańsza opcja w centrum Stambułu, bez klimatyzacji, ale czysto.
Potem wybraliśmy się na spacer – w kierunku Hagia Sophia i Błękitnego Meczetu, a następnie w kierunku Bosforu. Już zaczyna mi się tu podobać... Tuż przy moście Galata zjedliśmy kanapkę z rybą z Bosforu (4 TL) – pyszna, jednak trzeba uważać na ości. Kupiliśmy wodę (zwykle1 TL, ale można dostać też za 0,75 TL a nawet 0,35 TL - w supermarketach), precla z sezamem (koszt 0,7-1 TL). Postanowiliśmy, że następnego dnia popłyniemy sobie na rejs po Bosforze.
Na koniec raz jeszcze udaliśmy się w kierunku dwóch najbardziej znanych meczetów w Stambule – Hagia Sophia i Błękitnego Meczetu. Było już po 21.00 a w parczku miedzy meczetami było mnóstwo ludzi – na ławkach, na trawie. Dopiero teraz wyszli na świeże powietrze, dopiero teraz można normalnie funkcjonować. Do tego okazało się, że właśnie rozpoczął się Ramadan – oznacza to, że muzułmanie głodują cały dzień (nie mogą nawet pić wody). Dopiero po zachodzie Słońca jedzą jeden duży posiłek.
Tuż przed 22.00 Muezini zaczęli nawoływać na modlitwę.