Po przybyciu na dworzec od razu złapaliśmy minibusa do Maaluli. Jechaliśmy na miejsce około godziny. Przed nami ukazała się... skała obudowana klasztorami i innymi budynkami. Maalula to jedna z niewielu miejscowości, gdzie wciąż używa się języka Chrystusa - aramejskiego.
Zwiedzanie Maaluli zaczęliśmy od zjedzenia shoarmy, potem dopiero był klasztor Tekli, wąwóz Tekli i klasztor Sergiusza. U Tekli zostaliśmy zaproszeni do małego pomieszczenia pełnego ikon. Niestety nie można tam było robić zdjęć. :( Wąwóz troche przypominał wąwóz w Petrze czy innym miejscu. Tak przynajmniej podawał Lonely Planet, bo przecież moja noga jeszcze w Petrze nie stanęła (niestety). Klasztor Sergiusza został zbudowany w miejscu starej pogańskiej świątyni. Pozostałością tego był ołtarz - a właściwie płyta na której kiedyś były składane ofiary ze zwierząt lub ludzi. Płyta miała także dziurkę na odpływającą krew...
Schodząc z klasztoru Sergiusza oglądaliśmy dziury w skałach - ponoć były wydrążone jeszcze przez ludzi epoki kamienia. To dziwne, że dziury te są tam już tysiące lat... W takim miejscu naprawdę czuć historię świata i cywilizacji... Kiedy wracaliśmy do centrum Maaluli zjedliśmy jeszcze zimną shoarmę z falafelem i złapaliśmy minibusa. Jak zwykle kierowca twierdził, że już odjeżdża, a czekaliśmy jeszcze ze 20 minut aż minibus zapełni się "do końca", co znaczy "po brzegi". Wracaliśmy do Damaszku...
Jeśli chcesz otrzymać pocztówkę z mojej kolejnej podróży -
przekaż 10 zł na podróż i wyślij swój adres (jako prywatna wiadomość).