Jako, że poinformowano nas, że autobus do Aleppo odjeżdża o 8.00, jednak jak się okazało pierwszy odjeżdża o 9.30. Mamy więc 1,5 godziny na spacer po parku w Trypolisie i 1,5 godziny mniej snu (wstaliśmy o 7.15). Plączemy się trochę po parku, zjadamy buły z serem i kawą na śniadanie i wracamy do biura autobusowego.
Tam tuż przed 9.30 przyjeżdża autobus. My płacimy po 500 SYP (10 USD) za osobę w tym biurze, jednak kierowca nie chce nas ze soba zabrać. Pokazujemy mu wizy wielokrotnego wjazdu, są ważne. On upiera się i mówi, że jeśli formalności na granicy się wydłużą - nie będzie na nas czekał. Zostawi nasze bagaże i nas na granicy.
Trochę się zdenerwowaliśmy - jednak okazało się, że chodziło o pieniądze. Kierowca pokłócił się o nas z facetem z biura. W końcu facet dał kierowcy nasze pieniądze i ruszyliśmy w kierunku granicy z Syrią.
Jeszcze przed granicą zatrzymaliśmy się na ostatnie zakupy w Libanie. My właściwie nic nie kupowalismy, tylko wyszliśmy na chwilę na świeże powietrze. Jednak kiedy już wsiedliśmy do autobusu i zajęliśmy miejsca młody Syryjczyk wszedł do autobusu niosąc nam puszki z 7 Up. Uśmiechnął się i powiedział po swojemu, że to dla nas. Trochę dziwnie to wyglądało, właściwie przez całą drogę zastanawialiśmy się o co mu chodzi... (???)
Dotarliśmy do przejścia granicznego. Najpierw odprawa z Libanu. Mieliśmy trochę problemów, bo wszelkie napisy były w arabskich szlaczkach. Jednak z pomocą przyszedł... młody Syryjczyk. Pokazał nam, w której kolejce powinnismy stanąć. Kiedy tylko celnik nas zobaczył - poprosił nas do okienka bez kolejki. Wszyscy arabowie zastygli i nic nie mówili. Władza to zawsze władza. My skorzystaliśmy z zaproszenia i byliśmy odprawieni jako jedni z pierwszych, co też powiedzieliśmy kierowcy.
Przyszła kolej na syryjskich celników. Tu mieliśmy wyraźnie oznaczone okienko dla "forinerów". Byliśmy jedynymi, którzy tam stali. Trafiliśmy akurat na celnika, który... bardzo wolno pisał na komputerze. Wyglądało to tak, że wszyscy arabowie z naszego autobusu już byli po odprawie, a my jeszcze w jej trakcie. Celnik dopytywał o imniona rodziców, zawód, zawód rodziców, o to, czy nie byliśmy w Izraelu itp. Pisze strasznie wolno, ale jest tego świadom i się jeszcze z tego śmieje. My też się uśmiechamy, ale w duchu mówimy: "szybciej". W końcu przyszedł do nas kierowca naszego autobusu. Myślałem, że chce nam powiedzieć, że dłużej nie będzie czekał, ale okazało się, że przyszedł sprawdzić co się dzieje i poczekał już na nas do końca.
Wjeżdżaliśmy znów do Syrii...
Jeśli chcesz otrzymać pocztówkę z mojej kolejnej podróży -
przekaż 10 zł na podróż i wyślij swój adres (jako prywatna wiadomość).