Wyruszamy rano (około 7.30) autobusem w stronę delty Mekongu. Podróż zabiera około 3 godzin. Dojeżdzamy, przesiadamy się na łódkę - płyniemy na targ rzeczny na Mekongu. Niestety chyba jesteśmy tam za późno - gdyż nie ma tam prawie nic ciekawego - nie ma zbyt wielu łodzi. Jednak fantastycznie wyglądają domy na palach.
Potem wpływamy w jeden z kanałów w Delcie Mekongu. Przesiadamy się na małe łódeczki, dostajemy wietnamskie kapelusze i płyniemy do restauracji z hamakami. Tam jemy obiad i trochę odpoczywamy. Potem bierzemy rowery i zwiedzamy okolicę. Najfajniesze są bananowce. Upał doskwiera - wracamy więc jeszcze na chwilę na hamaki.
Potem wracamy dużą łodzią do autobusu. W autobusie okazuje się, że ktoś nam zajął nasze miejsca - więc musimy usiąść gdzie indziej - niestety jest tam dużo mniej miejsca na nogi. Powrót się strasznie dłuży - tym bardziej, że jest ciasno... Oglądamy po drodze "architekturę" Wietnamu - czyli sporo wąskich budynków mieszkalnych z wieloma piętrami.
Docieramy do Sajgonu po zmierzchu. To jest jednak niesamowite miasto. Niestety nazywa się już Ho Chi Minh, nic dziwnego - bo przecież łatwiej w ten sposób zapomnieć przeszłość kapitalistyczną. Ale mentalność ludzi jest też inna niż w Hanoi... Naprawdę fantastyczne miejsce.