Pojechaliśmy do Dombas i nieco za Dombas. Jest to ponoć jeden z wyższych szczytów w Norwegii. Było tam strasznie zimno, a do tego strasznie wiało. Poczułem jak to jest na lodowej pustyni, gdzie nie ma się gdzie schować, a lodowaty wiatr przeszywa na wylot.
Potem wracaliśmy do Dovre - do mamy Koko. Po drodze mijaliśmy malownicze górskie krajobrazy Norwegii. Dovre - to małe, spokojne miasteczko w górach. Dotarliśmy tam po zmroku - więc zwiedzanie zostawiliśmy na następny dzień. Wieczorem poszliśmy jedynie na spacer po okolicy.