W pociągu spałem jak zabity - mieliśmy miejsca leżące więc w końcu można było trochę pospać. Dojechaliśmy do Lao Cai jakoś w godzinach porannych. Przed dworcem w Lao Cai stało sporo taksówek i busów. Okazało się, że większość z nich jechała do Sa Pa - wszyscy turyści udali się właśnie tam - czyli dokładnie w przeciwnym kierunku do naszego. My planowaliśmy najpierw Can Cau.
Postanowiliśmy, że nie odpuścimy - ktoś musi nas zabrać do Can Cau. Po pewnym czasie szukania kogoś i targowania się o cenę do Can Cau - stanęło, że taksówkarz nas zawiezie, poczeka tam, my obejrzymy sobie targ, a potem zawiezie nas do Bac Ha. Nie pamiętam ile zapłaciliśmy - ale jak na Polskie warunki było to dużo, a co dopiero wietnamskie...