Po śniadaniu ruszamy taksówką na dworzec autobusowy. Dowiadujemy się, że następnego dnia o 9.30 jest bezpośredni autobus do Monkey Bay. Bilety można jednak kupić dopiero jutro.
Taksówkarz zostawia nas przy poczcie głównej (płacimy za cały kurs 4 tys. MK). Na poczcie nie sprzedają pocztówek, tylko znaczki. Zatem kupujemy pocztówki w pobliskiej księgarni i wracamy na pocztę by je wysłać. Potem odwiedzamy targ pamiątek przy poczcie. Oczywiście każdy chce nam sprzedać swoje towary. One jakoś nam nie przypadają do gustu. Są zbyt dopracowane jak n czarną Afrykę.
Potem przechodzimy do Capital City. Widzimy slumsy, kąpiel i pranie w rzece Lilongwe. Co ciekawe Afrykańczycy w ogóle nie kryją się ze swoją nagością przed innymi ludźmi, ale jeśli chcę im zrobić zdjęcie od razu zakrywają się cali i jeszcze wygrażają, że zniszczą mi aparat.
Szukamy jakiejś knajpy z kawą. Jedyna, w której jest ekspres do kawy jest właśnie zamykana. Jakoś nie mamy szczęścia w tym Lilongwe. Zachodzimy w takim razie na burgera i frytki do Chicken Inn. Hindus, który nas obsługuje przyrządza nam lassi (po 1 tys. MK). Pyszne!
Nie decydujemy się zwiedzać willowej dzielnicy Lilongwe. Wystarczy nam centrum miasta. Późnym popołudniem wracamy pieszo do Korea Garden Lodge, gdzie zamawiamy... kawę. Potem zjadamy kolację, bierzemy prysznic i kładziemy się spać.