Dolatujemy do Armenii o 7.00. Z lotniska odbiera nas kierowca z Yerevan Hostel (za 6000 AMD) i zawozi nas na miejsce. Postanawiamy najpierw się trochę przespać, a dopiero później ruszamy na zwiedzanie miasta. Rozpoczynamy od placu Charlesa Aznavoura. Są tam rzeźby zwierząt (nieco podobne do Louise Bourgeois). Potem zwiedzamy kaskady i rzeźby Fernanda Botera. Same kaskady z daleka wyglądają jak socreal, ale przy bliższym poznaniu bardzo zyskują. Okolica jest "upstrzona" różnymi dziełami sztuki nowoczesnej. Wyglądają one bardzo ciekawie. W tym są 3 rzeźby Botera: Wojownik, matka paląca oraz kot. Wszystkie cudowne. Kiedy wspinamy się na wyższe poziomy kaskad okazuje się, że na każdym z nich jest prezentowana jakaś sztuka nowoczesna - zarówno w środku budynku, jak i na zewnątrz. A wszystko to zupełnie za darmo.
Potem odwiedzamy Muzeum Manuskryptów - opisywane w Lonely Planet jako jeden z highlightów. I faktycznie jest wspaniałe. Są tu starodruki od średniowiecza. W sumie te najstarsze są najfajniejsze. :)
Spacerujemy po mieście, pijemy soki, zwiedzamy jeszcze deptak Northern Avenue i tuż przy Placu Republiki szukamy czegoś do zjedzenia. Szukamy i szukamy i ostatecznie trafiamy do knajpy Meg Taghe przy ulicy Tumanyan. Zjadamy ich danie narodowe, czyli Lahmajun. Jest to mięso z serem położone na cieniutkim cieście (wygląda nieco jak pizza). Smakuje wybornie.
Potem wracamy do hotelu, by się nieco przespać.