Wysiadamy z busika i idziemy na druga stronę rzeki do dzielnicy Gorica. Piękne kamienne uliczki, kamienne domy i znów: winogrona, figi i koty. W hostelu dostajemy prywatny pokoik z winoroślą w oknie i... świetnym wi-fi. Wychodzimy na miasto, ale jest sjesta. Udaje nam się na szczęście jakoś kupić wspaniale dojrzałe winogrona, figi. Siadamy na kawę (pije się ją od rana do nocy wszędzie). Jest tak gorąco, że nie mamy odwagi zwiedzać miasta w południe. Bierzemy piwo, które nas na ścina. Wleczemy się do hostelu i zalegamy na łóżku jakieś
3-4 godziny. O 19.00 jesteśmy gotowi na wyjście. Widok z mostku na stare domy jest naprawdę urzekający. Wspinamy się na zamek, na którym mieszka jeszcze dziś sporo Albańczyków. Łazimy, łazimy i łazimy. W nowej części miasta spacerują tłumy. Jemy kolację nad rzeka i wracamy do pokoju.