W Paryżu jedziemy od razu na lotnisko. Mamy wizję saloniku i czegoś do jedzenia w nim. Na miejscu okazuje się, że bramka dla LOT-u leży w innym skrzydle niż salonik (jest to salonik Lufthansy) i nie możnemy tam przejść. Zatem czekamy te kilka godzin przed bramką na głodniaka. Całe szczęście wylot jest punktualny.