Rano decydujemy się na whale watching (41$). Z grzybami w plecakach próbujemy sfotografować wyłaniające się i znikające co i rusz humbuki. Są wspaniałe! Wracamy po trzech godzinach. Idziemy zjeść homara przed powrotem do Bostonu. Trafiamy też na wyprzedaż T-shirtów. :-) Biegiem na prom i opuszczamy słodkie miasteczko, pełne galerii, przemiłych ludzi i historii. W Bostonie kupujemy jeszcze trochę prezentów do kraju, bo jednak co Stany to Stany. Z kwiatami wracamy do znajomych. Z marszu bierzemy się za smażenie grzybów. Zapach nieprzeciętny. Przetrwały całą podróż! Zero ślimaków, zero robaków! Domownicy cali w strachu, że wszyscy się potrujemy. A oni maja dwoje małych dzieci, wspólne plany... Dużo śmiechu. Dzieci błagają o pozwolenie. Nie ma mowy. My się objadamy wieczorem, a oni decydują, że jeśli przeżyjemy noc, to na pewno zrobią sobie nazajutrz omlety z grzybami na śniadanie, a na kolację makaron. Trzeba się pakować, a jest już późno...