Dziś już wyjeżdżamy z Quebecu, ale mając kilka godzin na zbyciu jedziemy za miasto do parku Montmorency, który ma podobno całkiem przyjemny wodospad. I rzeczywiście - jest i pokaźny wodospad (wyższy zresztą niż Niagara) i kładka ponad nim oraz fikuśna trasa widokowa poniżej, a nawet kolejka linowa, co zabiera tych poniżej powyżej. Całkiem fajne miejsce, chociaż pogoda się psuje. Całe niebo się zaniosło stalowymi chmurami. Gdy wsiadamy do autobusu, zaczyna się ulewa. Dojeżdżamy do hotelu tylko po to, by zabrać nasze plecaki. Ale pada już na dobre. Ubieramy kurtki i pokrowce na plecaki. Wprawdzie droga na dworzec to jakieś 10 minut, ale deszcz dał nam się we znaki. W pociągu obżeramy się znów "skrzypiącym" serem. Pycha!