Lądujemy około 14.50. Zatem samolot i tak nadgonił opóźnienie. Od końca maja w Budapeszcie jest czynny tylko jeden terminal - nr 2. A akurat kolejka do miasta była doprowadzona do terminalu nr 1. Łapiemy zatem autobus 200E i jedziemy nim do stacji metra Kobanya-Kispest (linia M3). To chyba najlepszy dojazd do miasta. Sam dojazd zajmuje ponad godzinę. Widać też, że autobusy i metro są już wiekowe. Nasuwały mi się porównania z Warszawą - u nas jednak autobusy jeżdżą dużo czystsze, nowsze i ładniejsze.
Docieramy do naszego hotelu (art'otel - tuż nad brzegiem Dunaju, kiedy go rezerwowaliśmy Booking.com miał promocję na ten hotel: pokój był w cenie 50 Euro) i wychodzimy na spacer. Jest potwornie gorąco. Idziemy najpierw mostem na drugą stronę - dość długo szukamy jakiejś knajpy do jedzenia, ale dzięki temu trafiamy do Katedry, mamy widok na Parlament i błąkamy się ulicami Budapesztu. Niestety w międzyczasie jest jakaś demonstracja, a w związku z nią z jakiegokolwiek ruchu jest wyłączonych kilka ulic. Trudno się dostać z jednej strony na drugą, nie możemy znaleźć żadnego sklepu, a zasycha nam już w gardle. I do tego jest koszmarnie gorąco.
Całe szczęście udaje się nam znaleźć sklep (wypijamy 2 litrową Fantę w ciągu 10 minut na 2 osoby), a następnie knajpę, gdzie zjadamy obiad. Jest bardzo smaczny - jednak rachunek nieco nas przeraża. Spodziewaliśmy się niższych cen. Potem wracamy powoli do naszego hotelu - w końcu już się robi ciemno.