Po szybkim śniadaniu ruszamy do Turmi. Wszędzie bananowce. Na drodze dużo bydła. Droga usiana dziurami, często mniej asfaltu niż więcer. Sporo osób widząc nas żebrze, dzieci staja na głowie (dosłownie) by coś dostać. Uważamy, że nie powinno się dawać dzieciakom pieniędzy. Te nauczone bowiem, że pieniądze się dostaje od turystów w przyszłości nie będą zmotywowane, by pracować, by być pożytecznym. Nie można ich uczyć tego, że żebranina się opłaca najbardziej. Lepiej jest kiedy same coś sprzedają, nawet niewielkiego. Choćby patyczki do czyszczenia zębów. Wtedy można od nich je kupić.
W przerwie, w Konso spotykamy parę młodych Polaków. Pracowali w Gonderze, a teraz wybierają się do Jinki. Hej, hej... ! Jesteście może na Geoblogu? Droga strasznie się dłuży... Jest męcząca. Podsypiamy. Zatrzymujemy się w Weyto na lunch. Straszna dziura, kilka blaszaków. Zjadamy injerę i ruszamy dalej. Abey dowiaduje się, że krótsza droga do Turmi nie jest niestety przejezdna (gdzieś w górach spadły ulewne deszcze i utworzyła się ogromna okresowa rzeka). Zatem musimy jechać okrężną drogą - przez Key Afar i Dimekę, nadkładając ponad 70 km, czyli jakieś...2 godziny dodatkowo! Droga nadal jest okropna, ale my zaczynamy zwracać na to coraz mniejszą uwagę, gdyż w zasięgu naszych oczu pojawia się coraz więcej ludności plemiennej. Zrazu same kobiety objuczone dziećmi, z czasem całe rodziny maszerujące dziarsko w spiekocie dnia. Wiemy już, że to Hamerowie. Jesteśmy w końcu w dolinie Omo! Nareszcie!
W końcu docieramy do Turmi. Zatrzymujemy się nie na kempingu, a w Tourist Hotel (200 birrów za pokój 1 osobowy); tylko takie w nim sa). Drogo! Pokój wygląda tak sobie, bo komary mogą wlecieć wszędzie. Drzwi podpiera się kamieniem, a woda jest pod "prysznicem" jest, o ile naleje się jej do cysterny na dachu. NIe muszę dodawać, że woda pochodzi z pobliskiej rzeki. Całe szczęście jest moskitiera. Łóżka niestety krótkie. Za oknem agregat prądotwórczy, który włącza się o 20.00. Gdy pracuje nie słychać co się mówi. Mamy tu spędzić 3 kolejne noce! Idziemy z tego wszystkiego na spacer - w Turmi mieszkają Hamerowie. Jednak zapada zmierzch i za późno na oglądanie czegokolwiek. Po kolacji idziemy jeszcze na piwo do knajpy na przeciwko. Noc jest bezchmurna, więc gwiazdy widać jak na dłoni. Cudownie! Przed snem smarujemy się Muggą. Agregat nie daje nam zasnąć do 2.00.