Rano śniadanie (pancake - 60 BHT, musli z owocami i jogurtem - 60 BHT) i o 8.40 ruszamy w poszukiwaniu raflezji. Wraz z nami rusza Austriaczka - Lissie. Okazuje się bardzo fajną i sympatyczną dziewczyną. Żartujemy sobie z nią i z niej po drodze. Generalnie droga w górę zajęła nam jakieś 2 godziny. Mieliśmy 2 przewodników, którzy cały czas dbali, byśmy nie zabłądzili itd. Pomagali dziewczynom w trudniejszych podejściach. Jest coraz wyżej. Po drodze mijamy pąki raflezji, które rozwiną się za kilka dni. W końcu zobaczyliśmy rozkwitniętą raflezję. Robi niesamowite wrażenie. Szkoda tylko, że kwitnie w cieniu drzew - nie ma zbyt dużo światła do zrobienia fajnych zdjęć.
W drodze powrotnej zjadamy ananasa, którego serwują przewodnicy. Pycha! Potem trochę odpoczywamy i schodzimy na dół. Generalnie cała wycieczka zajęła nam około 3,5-4 godzin. Więc nie było tak źle. Wracamy do bungalowu około 13.00, idziemy na obiad (Pad Thai - 60 BHT) i piwo i odpoczywamy. Na dziś plan wykonany. Decydujemy, że zostaniemy tu jeszcze jedną noc, a we czwartek wieczorem pojedziemy do Suratthani i nocnym pociągiem do Bangkoku.
Potem ruszamy jeszcze na spacer po okolicy. Jest strasznie gorąco. Wracamy i do kolacji bierzemy piwo. Tawee przywozi nam bilety na pociąg (458 BHT/osobę - 2 klasa, fan). Na dzień jutrzejszy nie mamy żadnych planów. Pijemy koniak i gramy w Scrabble.