Pobudka o 7.30, pakowanie, śniadanie i punktualnie o 9.00 wyruszamy w kierunku Khao Sok wynajętym minibusem. Przejazd (2 promy i około 250 km) zajmuje nam 5 godzin. W okolicach godziny 14.00 docieramy na miejsce do Green Mountain View Bungalows (350 BHT/noc). Właściciel tego miejsca - Tawee proponuje nam krótka wycieczkę do Parku Narodowego. Najpierw zawozi nas do gibbona i małpek. Gibbon jest fantastyczny - mięciutki w dotyku i zachowuje się trochę jak człowiek. A małpy - jak to małpy... głodne. :)
Potem Tawee zawozi nas na punkt widokowy, skąd widać park i okoliczne pola uprawne, a następnie do wejścia do Parku. Umawiamy się na 18.00, że nas odbierze o tej porze. Do tej pory było upalnie i gorąco, jednak kiedy wchodzimy do dżungli zaczyna się chmurzyć. Coraz mocniej i mocniej. Aż zaczyna padać. My nie doszliśmy jeszcze do żadnej atrakcji szlaku, po którym szliśmy (zwykle są to wodospady). Strasznie mokniemy i w końcu postanawiamy, że wracamy. W drodze powrotnej zauważamy, że mamy jakieś ranki na nogach - okazuje się, że to pijawki! Ja miałem jedną - ale pocięła mnie w 4 miejscach.
Humory nam siadły. Tawee przyjechał po nas parę minut spóźniony. Pojechaliśmy do bungalowów, odświeżyliśmy się i ruszyliśmy na kolację. Podczas kolacji poznaliśmy Lissie z Austrii, która chciała się dołączyć do kogoś do wycieczki, by zobaczyć raflezję. Dziewczyny uznały, że skoro do raflezji jest trzy godziny marszu pod górę - one rezygnują. Jednak potem Tawee powiedział, że da nam przewodnika i będziemy mogli iść własnym tempem - więc zamiast 3 godzin możemy iść nawet 5 - wtedy dziewczyny zdecydowały, że idą (400 BHT/osobę).
Zjedliśmy, wypiliśmy koniak. Owadów mało, a w łazience tylko ślimak - tym razem przypadkiem rozdeptany przeze mnie. Udaliśmy się na spoczynek.